Saturday, April 24, 2010

jestem w Kabulu.... pierwszy dzien tygodnia - sobota


(sobota 24.04.2010) to jest moj drugi dzien w Kabulu, przyjechalem w piatek rano, a wiec dla miejscowych to drugi dzien weekendu (piatek w krajach muzulmanskim jest dniem swietym, w czwartek tez nie pracuja), powroce do pierwszego dnia jeszcze i do mojej podrozy ...

mam tydzien aby zobaczyc ten przerazajacy kraj, zniszczony przez ciagnace sie wojny - kraj ktory potrzebuje pomocy ... szkoda mi kazdej minuty, sprobuje spac po 5 godzin aby jak najwiecej zrobic, tzn zobaczyc, zrozumiec, spytac sie i sfotografowac, a jeszcze mam 'misje do wypelnienia' :-) - jest 24:00 slysze jak leca nad domem helikoptery, to czesty halas bez wzgledu na pore dnia czy nocy...
... odwiedzilem dzisiaj szkole dla dzieci pracujacych na ulicach, to dzieciaki z biednych rodzin, ktore wysylane sa zamiast do szkoly na ulice aby zarabiac: sortuja smieci, zbieraja zlom, pomagaja przy pracach budowlanych, zebrza, a czasami podkladaja ladunki wybuchowe, wszystko do czego nie trzeba duzo sily i placi sie grosze...
szkola stworzona jest dla nich aby mogly nadrobic stracone lata, nauczyc sie czytac, pisac, liczyc... przychodza na cztery godziny i po wspolnym posilku wracaja do domu, a moze raczej do pracy. Maja taka szanse przez dwa lata a pozniej powinny wrocic do normalnej szkoly, ale czy wroca, czy uda im sie wyrwac ze swiata od ktorego juz sa uzaleznione, one i ich rodzina? Jest to pierwszy rok tego projektu, duzo pracy i oczywiscie pytan.
"zazwyczaj najwazniejsze jest w zyciu, kogo znamy, czy staracie sie poznac tych ktorzy sa najwazniejsi w waszej dzielnicy, ktorzy maja prace, ktorych inni sie boja? - mowilem do najstarszych dzieci- tez wychowalem sie w biednej rodzinie, moja mama pracowala bardzo ciezko abysmy mogli z bratem przezyc, musialem zawsze starac sie aby nie byc gorszy od innych, dlatego, ze od wielu bylem. Musialem zabiegac aby utrzymac sie w grupie, trafilem do szkoly i okazalo sie, ze im wiecej wiesz tym ciekawszych ludzi poznajesz, takich ktorzy moga cos zrobic, pomoc, poprowadzic. Staralem sie jak moglem i udalo sie - uczylem sie i spotykalem innych, takich ktorzy otworzyli mi wiele drzwi, wpuscili do innego zycia... dzisiaj chce pomagac... nie straccie tej szansy... moge innym otworzyc drzwi, dac im cos, kiedys nie mialem nic, bylem podobny do was..." to krociutka relacja z mojej rozmowy z dzieciakami z ulicy w Kabulu, przezylem ja pewnie bardziej niz one, ale potem mialem rozmowe z pania dyrektor... duzo glebsza o pomaganiu, o motywacji i oddawaniu tej ciezkie pracy w rece Wszechmogacego, bo jest to ponad nasze sily... beda jeszcze rozmowy z nauczycielami ... mam nadzieje jeszcze raz odwiedzic ta szkole, a napewno wiecej o niej napisze gdy uloze zdjecia... pewnie po powrocie, zerknijcie prosze na kilka z nich, kazdy z tych dzieciakow ma swoja Kabulska historie - tadziki, uzbeki, hazary i pushtuni rowniez....................................minela prawie godzina a helikoptery i juz teraz nawet samoloty ciagle lataj....przypomina mi sie Bieslan, juz ponad 5 lat temu tam bylem, obudzily mnie helikoptery i tez myslalem o niesprawiedliwym losie dzieci.... czy nie ofiar tej samej wojny?

2 comments:

Sylka Rayska said...

Super, że nadajesz ! Czytam uważnie !

Unknown said...

Zbyszku, ten artykuł łapie za serca... Niech Bóg Cię Błogosławi w tym co czynisz dla Innych.